niedziela, 1 marca 2015

U Jopalina [PL]

Nigdzie nie pije się lepiej, niż U Jopalina!









Cz. poprzednia: Jaral





U JOPALINA

            Wrota Baldura pękały w szwach. Wieść o zażegnaniu Kryzysu Stali rozchodziła się na tyle szybko, że niemal nie sposób było podróżować w ich okolicy pustym traktem. Wielu ludzi kotłowało się u bram wchodząc i wychodząc. Miasto zawsze było miejscem, gdzie załatwiało się najważniejsze interesy. Spotykali się tu wielcy producenci oraz wpływowi klienci z okolicy, aby dobić mniej lub bardziej (szczególnie w przypadku wciąż deficytowej stali) bestialskiego interesu. Razem z rynkiem stali rozkwit przeżywały też wszystkie miastowe tawerny i przybytki publiczne. Każdy kontrakt musiał być podpisany nie tylko atramentem, ale również stosownym alkoholem stosownym przybytku. W przeciwnym razie, można było zostać uznanym za niepoważnego lub, o zgrozo, wczorajszego. Nawet żebracy musieli się orientować w jakim kierunku zmierzały trendy wyłudzania. Ostatnio, coraz popularniejsi stawali się zawodzący, niewidomi śpiewacy…
            Natłok ludzi równocześnie sprzyjał i był niesamowicie irytujący.
-Hm, niełatwo będzie nam ją znaleźć… -powiedziała Jaral. Razem z Sandem przepchnęli się właśnie przez bramę. Elf cały czas trzymał ją na rękach.
-Dzieckiem zajmiemy się później. Najpierw musimy mieć gdzie się podziać.
-A tak, ludzkie potrzeby –ułożyła się wygodniej na jego ramieniu. Jako chowaniec w każdej chwili mogła wrócić do swojej sfery a tam… każdy kąt mógł być jej miejscem. Sand pogłaskał ją po głowie i postanowił ruszyć w stronę najbliższej karczmy.
            Oczywiście gdyby mógł, wybrałby sobie jakąś tawernę w lepszej dzielnicy, gdzie nie musiałby się użerać z irytującym motłochem… ‘Może kiedyś’.  Teraz jednak, zależało mu na informacji, a gdzie wymieniało się najwięcej? Tam, gdzie panowało największe stężenie pijanych ludzi, czyli tam, gdzie piło się najtaniej. Z tego, co udało mu się podsłuchać pod bramą, nie ma tańszego miejsca niż Tawerna Jopalina.
            Dzielnica Portowa nie należała do najprzyjemniejszych. Dodatkowo, większa liczba ludzi wcale nie oznaczała wzrostu poziomu higieny. Ostry smród był wiecznie wyczuwalny, a z czasem stawał się jedynie znośny. Sand z litości (w połowie z litości, w połowie pod wpływem ostrych pazurków) odesłał Jaral z powrotem. Po sporym zbiorowisku zataczających się ludzi poznał przybytek Jopalina. Na szczęście całą uwagę koczujących pod budynkiem mężczyzn zajmowały pobliskie (równie wstawione) kobiety. ‘Idealnie. Nie potrzebuję zadymy. Na razie’. Zgrabnie wyminął tańczące do tylko sobie znanej muzyki pary i otworzył drzwi. Postawił pierwszy krok wewnątrz i… w zasadzie tyle. Ściana ludzi nie pozwalała nikomu, kto dopiero wszedł do karczmy na przebycie większej odległości (przynajmniej dopóki nie potraktowało się jej odpowiednio wielkim uporem i spiczastymi łokciami). Po przebyciu połowy drogi do baru, księżycowy był już w stanie zauważyć stojącego na blacie „potężnie” zbudowanego i chwiejącego się mężczyznę. Z trudem wypluwał słowa. ‘Muszę podejść bliżej’. Sand znów naparł na stojących przed nim ludzi. Po pewnym czasie był już w stanie zrozumieć część z tego, o czym mówił grubas.
-… niesaoite! Śęgi im… Moa t- aerna… złoto… -pochylił się wyraźnie zmęczony przemową. –Stal znów p-płynie, ah –machnął ręką. –Wy wiesie najepiej szo a mam… na myśli. Eszczeraz wiwat dla bohateów Bal… dura –wskazał dość chwiejnie na czwórkę nieco zażenowanych ludzi stojących obok baru. – H- ha! Nieość, ssssze bohaterowie, to i na piwie sie snają… pani Ssss… ylfano… -‘Sylfana? Ha. Ze szczęściem trzeba się urodzić’. - Dzisiaj… na mój raunek... dla pani… i… dla szyskich! –rozległ się ogłuszający ryk radości. –no, nie dla szyskich. Sa dużo was tu. Bohateowie nie maja nawet gdzie dupy posadzić… Ni ma rady –zatoczył się lekko. –Część musi wypierdalać… już –naturalnie, nikt się nie ruszył. Darmowy napitek nie zdarzał się często. Jopalin skrzywił się z dezaprobatą. –Panie Edinie… szy pan omoże?
Mężczyzna w czerwonej szacie maga wystąpił krok na przód.
-Dobra, motłoch –‘Dziwny akcent. Thay?’ –Tylna połowa Sali ewakuuje się w trybie natychmiastowym, albo wam dupy powypalam –pstryknął palcami i mały płomyk przemknął przez salę, znajdując swój cel w brodzie losowego nieszczęśnika, który względnie szybko zajął się ogniem i wybiegł na zewnątrz. Sporo ludzi podążyło za nim. Część ze strachu, a część z ciekawości. Reszta rozsiadła się przy najbliższych stolikach a u Japolina zapanował charakterystyczny dla karczem gwar. Sand również znalazł dla siebie miejsce w rogu. Tak, aby móc spokojnie przyjrzeć się Dziecku i jej towarzyszom. Sylfana była wysoka i szczupła, ale na jej ramionach wyraźnie rysowały się mięsnie.  Miała długie brązowe włosy, które wiązała w koński ogon, zielone oczy, płaski nos i pełne usta. Ubrana była w luźny strój i nie nosiła broni. Przy stoliku siedziała z nią jeszcze niska, mroczna elfka o długich, białych włosach, czerwony podpalacz z Thay i jakiś obwieś z myszą, który cały czas głupio się uśmiechał.
-Hej, szefie –ktoś pociągnął go za rękaw. –Chcesz kupić stalową łyżkę? –niski człowiek usiadł na zydlu naprzeciwko elfa i wyciągnął spod płaszcza szarosrebrną łyżkę. Sand zmarszczył brwi.
-Nie dają tu łyżek? A szklanki też miałem przynieść własne?
-Nie no… dają. Ale co z nimi robią uuu. Dlatego lepiej mieć własną. I do tego stal! Luksusowy towar.  Handlarz łyżkami zaczął machać towarem przed oczami Sanda. Elf wyrwał my z ręki łyżkę i zgiął ją jednym ruchem kciuka. ‘Oczywiście, nie ze stali. Jakiś inny stop metali. Tańszy i wyraźnie mniej twardy’.
-Luksusowy towar w luksusowym miejscu –powiedział księżycowy. –Nic za to nie dam i lepiej, żebyś ty nic za to nie chciał –nachylił się nad naciągaczem, a wzdłuż jego ręki przemknęła ledwo zauważalna (ale jednak) iskra energii. Oszust zniknął. Niechęć do drażnienia magów była jak najbardziej naturalna.
            Obserwowanie pijącej w karczmie Sylfany i jej towarzyszy okazało się niewiele bardziej fascynujące niż dotychczasowe zadania. Wbrew oczekiwaniom, nie roztaczała wokół siebie aury terroru. Przeciwnie, ludzie zdawali się być jej za coś wdzięczni mimo, że traktowała ich dość chłodno i z góry. Po jakimś czasie mroczna elfka oraz mięśniak pospali się na stołach, a mag podszedł do Jopalina, zamienił z nim kilka słów (nie, żeby coś do niego docierało), wrócił do Sylfany. Wyciągnął rękę w jej kierunku, by pomóc jej wstać. W ocenie Sanda, kobieta wypiła całkiem sporo, jednak prawie wcale się nie zataczała. Podobnie jak thayańczyk. Uwiesiła mu się na ramieniu i szepnęła (chyba) coś do ucha. Roześmiali się i chwiejnym krokiem udali się na górę. ‘Cóż, w takim stanie, do jutra nigdzie się nie wybierają. Hm, ja chyba też. Chyba, że…’ Przywołał Jaral.
-I jak? –spytała cicho.
-Jest tutaj, uwierzysz? –zaśmiał się. –Zwykła kobieta. No, bije pewnie mocniej… Z resztą, nieważne. Tak się spili, że jutro nie będą bardziej niebezpieczni niż zwykli bandyci. Z tego, co udało mi się usłyszeć za cztery dni mają spotkać się z kimś w Beregoście, ale chcą wyruszyć jutro żeby załatwić tam jeszcze parę drobnych spraw. Zależy mi –podrapał kotkę za uchem. –Żebyś jak najszybciej zaniosła do Bodhi wiadomość, żeby przysłała mi ludzi na już. Dasz radę, co?
-Myślisz, że jak szybko potrafię się przemieszczać? –spytała niezadowolona. –Jestem kotem.
-Spokojnie, mogę cię wysłać do mojego pokoju u Irenicusa –wstał i zabrał kotkę na górę mijając nieprzytomnego karczmarza. Weszli do pierwszego pustego pokoju, na jaki się natknęli. Sand zamknął drzwi zaklęciem i otworzył mały teleport.
-Skoro masz teleport, sam możesz iść.
-Ja zostaję tutaj i przypilnuję.
-Kogo? Schlanych w trupa ludzi? –Zza ściany dobiegły ich śmiechy i niewyraźny thayański akcent. –No dobrze już dobrze, niech będzie jak chcesz –powiedziała po czym zniknęła razem z portalem. Sand wziął głęboki wdech. ‘Wszystko pójdzie idealnie. Tak, jak zawsze.’ Już czuł dreszcze na myśl o odzyskaniu pamięci. W końcu na pewno był kimś potężnym. Z zamyślenia wyrwało go rytmiczne stukanie z pokoju obok. Zmieszał się i wrócił na dół. Wolał zaczekać przy schodach. Przecież nie będą wyskakiwać przez okno. Chyba.

Koniec części IV


***


           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz