Zajrzyj na samą górę Chmurnych Szczytów i spójrz w dół na Faerun...
Cz. poprzednia: Suldanesselar
IRENICUS
Po przyłączeniu się do Bodhi i jej
towarzyszek, podróż przez lasy Wealdath przebiegała dużo sprawniej. Z tego co
powiedziały Sandowi elfki, zmierzali w stronę Chmurnych Szczytów w pobliżu Amn.
Zastanawiał się jak wielką trwogę musiały wywoływać Dzieci Bhaala skoro Irenicus
szukał pomocy aż w Suldanesselar. Podróż trwała dłużej, niż podejrzewał.
Najgorsze jednak nie było podróżowanie nocą, ale uparte ignorowanie każdej
próby werbalnej komunikacji z resztą grupy podejmowanej przez Sanda. Nie był to
jednak jeden z objawów szeroko spotykanej złośliwości, lecz zwykłe wypełnianie
rozkazów wydanych przez przywódczynię, Bodhi. Nie zamirzała ryzykować, że
któreś z nich wypaplało coś, co mogłoby mieć niepożądane konsekwencje np.
uczynić go mniej chętnym do współpracy. Nie posiadając tożsamości był zbyt
podatny na wpływy. Nawet tak delikatne jak zwykła rozmowa z idiotami. Noce
mijały Sandowi na długim milczeniu i rozmyślaniu w drodze, dnie natomiast na
niespokojnym śnie, gdyż czuł, że za czasów lepszej pamięci nie był
przyzwyczajony do drzemek w czasie aktywnego słońca.
Po, zdawałoby się, nieskończonej
wędrówce pięcioro elfów dotarło do celu. Pogoda była wietrzna a słońce dopiero
zaczynało wschodzić. Chmurne Szczyty wzbijały się wysoko nad ich głowami a ich
krańce znikały wbite w nieboskłon. Co prawda widać je już z bardzo daleka, ale
dopiero stojąc u ich stóp można było pomyśleć „o”, następnie zacząć rozmyślać
nad tym jak by się tu wdrapać i przy okazji oraz odrobinie dobrej woli żywych i
(licznych) martwych wyjść z tego cało. Sand postanowił natychmiast przystąpić
do dzieła i zaczął się intensywnie wpatrywać w najbliższy stok badając jego
poziom trudności względem wspinaczki.
-Chyba nie
będziemy się gramolić tak wysoko – próbował przekrzyczeć wiatr. Chciał wreszcie
przerwać to cholerne milczenie. –Nie mam rękawic ani chęci utraty palców -ku
jego zaskoczeniu elfka odwróciła się i odpowiedziała.
-Oczywiście, że
nie. Ja i ty nie –odwróciła się w stronę pozostałych. –Oni tak –Długowłose
kobiety zdawały się być na to przygotowane. Bez mrugnięcia okiem wyciągnęły
haki do wspinaczki i zniknęły im z oczu w półmroku. Vanir zrobił tylko smutną
minę i powlókł nogami za nimi.
-Chodź za mną -powiedziała.
Następnie podeszła do skupiska głazów tuż przy zboczu, które na pierwszy rzut
oka udawały, że zsunęły się tu wraz z niedawną lawiną. Zatrzymała się i
pokazała elfowi dwa szare kamyki o ostrych krawędziach.
-Zbierasz
kamyki? –spytał. –To chyba nie jest najmagiczniejszy okaz z twojej kolekcji
prawda? Choć w sumie nie jestem aż takim ekspertem –nie zamierzał łatwo
zapomnieć zmowy milczenia. Prawdę mówiąc, niczego już nie zamierzał zapominać.
-Możemy porozmawiać, kiedy twój cudowny brat przywróci mi pamięć –Bodhi
przewróciła oczyma. Szybko się irytowała. Pogratulowała sobie w myślach
pomysłu, aby zakazać rozmów z nim. Inaczej wszystko mogłoby się źle skończyć.
Dla niego.
-Siedź cicho i
po prostu weź jeden. On pozwoli ci przejść
–Sand zabrał jeden kamyk. Magiczny kamyk był ciepły lub jego rzeczywisty
kształt był inny od tego widzialnego albo wywoływał mrowienie w palcach.
Przynajmniej tak elf wyobrażał sobie przedmiot, który miał w tajemniczy sposób
pomóc mu przejść. Czuł się lekko zawiedziony, jak ktoś, kto dowiaduje się, że
Faerun jest pełen wywern, smoków i chochlików ale nie ma na nim ani jednego
polarnego mopsa. –i trzymaj go w
zaciśniętej dłoni. Będzie mi jeszcze potrzebny –weszła w ścianę kamieni, która
tanychmiast ją pochłonęła. Księżycowy za nią. Znaleźli się w okrągłej pieczarze
oświetlonej pochodniami z dużą, chwiejną platformą na wodzie z otworem, z którego
wystawał kamienny piedestał.
-Oddawaj kamyk
–wyciągnęła rękę. –Masz szczęście, że zawsze noszę zapasowy, inaczej wisiałbyś
pewnie teraz na uprzęży –Sand oddał jej, z resztą bez żalu, kamyczek. Bodhi
schowała obydwa do dwóch róznych kieszeni. Z trzeciej wyciągnęła kolejny, tym
razem biały i włożyła do otworu w piedestale. Elf przez ułamek sekundy był
przekonany, że się pomyliła i nic się nie stanie lecz kolisty otwór natychmiast
dopasował się kształtem do kamyka a poziom wody zaczął się podnosić unosząc
platformę. Żeby nie upaść musiał chwycić się kolumienki.
-Sprytne
–powiedział do siebie, ale w ciszy działania mechanizmu nic się nie mogło
ukryć.
-Zaskoczony? Jak
już zauważyłeś kamień jest naturalnie nieregularny a samo-dopasowujący się
otwór oszczędza mi wiele czasu, niż jak bym miała tu stać i próbować go kilka
razy dopasować –uśmiechnął się.
-Szare kamyki
pozwalają kontrolować kamień a białe wodę –tym razem to ona się uśmiechnęła.
-Nie, magia nie
jest aż tak zgeneralizowana. Obydwa kamyki reagują z kamieniem pochodzącym z
Chmurnych Szczytów. Wnikają w ich głąb i pozwalają obcej materii wniknąć razem
z nim. Zmusza je także, aby góry wypchnęły z siebie ową obcą materię. Szare
zgodnie z kierunkiem siły, a białe a w zasadzie czarne pomalowane na biało,
przeciwnie –wyciągnęła kamyk. Platforma stanęła. – Biała farba jest tu obcym
ciałem, dlatego mogę go tak łatwo wyciągnąć.
-Dlaczego nie
wypada?
-Ponieważ kamyk
może wejść, ale nie może wyjść nieotoczony materią. Dlatego kazałam ci trzymać
go w zaciśniętej pięści i dlatego najbardziej wysunięte punkty nie są
pomalowane.
-Ale po co woda?
-Żeby chronić
nasze stopy przed stalagmitami, które pojawiają się przy długotrwałym
korzystaniu z mocy kamieni.
-Przyjrzałem
się. Te szare mają czerwone kropki. To do jazdy w dół.
-Uczysz się,
dobrze. Irenicus lubi logicznie myślących. Dość gadania –otworzyła drzwi. –Im
szybciej spotkamy się z moim bratem tym lepiej.
Sand spodziewał
się zobaczyć kolejny w skale korytarz oświetlony pochodniami. Tymczasem znalazł
sie na gustownie urządzonym tarasie na samym szczycie góry. Otaczała go
delikatna barierka uformowana z metalu na podobieństwo roślin. Podłoga wyłożona
była kamiennymi płytkami a kawałek dalej koło kolejnych drzwi leżały dwie
puszyste pufy a przy nich niski drewniano-szklany stolik, ostatni krzyk mody w
Amn. Przed nim rozpościerał się widok innych szczytów opromienionych
wczesnoporannym różowym światłem. W na poziomie pasa chmury przesłaniały świat
w dole. Mimo wszechobecnego śniegu an tarasie było przyjemnie ciepło a lodowaty
wiatr zdawał się omijać taras. Sand przystanął na chwilę urzeczony widokiem.
Postać Irenicusa budziła w nim coraz większą ciekawość. ‘Ktoś, kto potrafi
osiedlić się na Chmurnych Szczytach i to jeszcze w takim stylu, musi być
fascynujący. Chociaż trochę, chodź ja zrobiłbym parę rzeczy lepiej...’ Otrząsnął się i podbiegł do elfki, która
zdążyła już otworzyć drugie drzwi. Weszli w krótki korytarzyk i zatrzymali się.
-Wejdę z tobą na chwilę, żeby cię przedstawić, ale
potem zostaniesz sam –powiedziała cicho. –postaraj się i zrób dobre wrażenie.
Tylko nie pyskuj za mocno. On tego nie lubi. Wyżyjesz się później na kim
chcesz, ale teraz wejdziesz tam, będziesz się zachwycał, będziesz bardzo miły i
nic, tylko się będziesz zachwycał. Zrobisz to, jeśli cenisz swoją pamięć –nie
zdążył się nawet sprzeciwić. Bodhi otworzyła drzwi i weszła energicznym
krokiem. Sand nie miał wyboru. ‘Idę.’
-Bracie! Jestem
wreszcie i przyprowadzam ci kogoś wyjątkowego –Irenicus... cóż wyglądem nie
zdradzał swojego zainteresowania modą, sztuką ani dobrym smakiem. Jego twarz
była pokryta bliznami, czarno-siwe włosy opadały na ramiona w lekkim, co
najmniej, nieładzie. Ubrany był w czarną tunikę bez rękawów i ciemnobrązowe,
szerokie spodnie, których akurat nie było widać z uwagi na fakt, że siedział za
biurkiem, zaciskające się na łydkach,
dalej obwinięte brązowym bandażem. Miał też bardzo niecharakterystyczną dla
swojej rasy i profesji, bardzo rozwiniętą muskulaturę widoczną dzięki brakowi rękawów.
Mag spojrzał na nich zza książki ni kłopocząc się nawet, aby ją zamknąć i
otworzyć. –To jest Sand –wskazała na elfa za sobą. –Vanir go znalazł. Biedaczek
stracił pamięć. Przyprowadziłam go do ciebie, gdyż zgodził się, za pomoc w
odzyskaniu pamięci –spojrzała mu prosto w oczy. Nic nie musiała mu tłumaczyć.
Był jej bratem, rozumieli się bez słów. –Wyświadczyć nam kilka przysług.
Obiecałam, że powiesz mu wszystko co musi wiedzieć –na chwilę zapanowało coś w
rodzaju niezręcznej ciszy. Odchrząknęła. -Wybacz, muszę się teraz zająć moimi
obowiązkami. Później porozmawiamy.
-Rozumiem
–powiedział Irenicus. Bodhi odwróciła się i wyszła. Dopiero teraz mag zwrócił
wzrok w kierunku przybysza. -Chodź, zobaczmy co można z tobą zrobić.
Znajdowali się na niższym poziomie
„posiadłości” w ogromnej bibliotece. Wszędzie porozstawiane były skórzane
fotele i stoliki, przy których, po odnalezieniu interesującego nas tomu, można
było wygodnie przysiąść bez zbędnego biegania po pomieszczeniu. Mimo braku
okien magiczne świetliki tak wiernie je imitowały iż miało się wrażenie, że na
zewnątrz słońce świeci całą dobę. Co bardzo ułatwiało studiowanie woluminów i
znów oszczędzało wysiłku tym razem powodowanego przez ciągłą wymianę oliwy w
lampkach do czytania. Mag podszedł do jednej z biblioteczek i zaczął szperać w
książkach.
-Jeżeli
straciłeś pamięć w efekcie upadku, jest całkiem spora szansa na to, że
wspomnienia ciągle siedzą w twojej głowie, ale połączenie z nimi zostało
zerwane –zdjął z półki egzemplarz Silnej Woli w Medycynie Magicznej i
Kapłańskiej, następnie przysiadł na jednym z foteli wertując strony.
-I będziesz
potrafił mi je odnowić? –Spytał Sand.
-Tylko, jeśli
masz na tyle silną wolę, żeby mi pomóc. Kiedy będę próbował przywrócić ci
pamięć za pomocą magii, musisz pozostać świadomy, żebym mógł odnaleźć
nieaktywne połączenia, przez co możesz poczuć spory ból i twoje mechanizmy
obronne spróbują mnie odeprzeć i wyrzucić z twojej świadomości. Musisz mieć na
tyle silną wolę, by je powstrzymać.
-Skąd mogę mieć
pewność, że nie pomieszasz mi w mózgu zamiast mi pomóc?
-Połączeń nie da
się zmienić od zewnątrz. Można je jedynie uaktywnić lub dezaktywować. Jedyną
osobą, która może zmienić ich naturę to sam właściciel.
-Ale
przypuszczam, że są takie zaklęcia, które czynią z ludzi marionetkę maga.
-Owszem, można przykładowo
uśpić delikwenta na pewien czas lub oszołomić, sprawić by widział rzeczy,
których nie ma, ale to tylko wykorzystywanie już utworzonych kanałów i
zmuszenie do przepłynięcia nimi odpowiednich informacji. Można także go
zahipnotyzować jednak wtedy nie można mu wydać żadnego polecenia sprzecznego z
jego sumieniem inaczej się przebudzi. Jest też możliwość zaingerowania w jego…
władzę nad ciałem. To też swego rodzaju wykorzystywanie utworzonych już
kanałów, ale świadomość pozostaje nietknięta. Jakkolwiek by do tego nie
podchodzić, żaden mag nie dysponuje taką wielką mocą, by te czary mogły trwać
wiecznie. Już na dłuższą metę staje się to męczące a wieczne sterowanie
kukiełką, niepraktyczne –Księżycowy pokiwał głową w zamyśleniu. ‘Równie dobrze
może to wszystko mówić, żeby mnie zwieść. Jednak… na co bym się im przydał z
wyczyszczoną pamięcią a dodatkowo w postaci bezrozumnej kukły’.
-W porządku
–powiedział. –Zaczynaj. Irenicus w tym czasie znalazł interesujący go fragment.
Wstał, trzymając książkę w dłoni, drugą dotknął jego czoła.
-Gotów? –Sand
skinął głową i zamknął oczy. Elf rozpoczął inkantację po czym wbił się w jego
świadomość. Mag „rozejrzał się” po połączeniach w mózgu „pacjenta”. W oddali
„zobaczył” rozerwaną sieć świetlistych nitek a na ich końcach skupiały się
wspomnienia. Nie zamierzał zmieniać obecnego stanu rzeczy. ‘Niech myśli, że ma
za mało silną wolę by pozwolić mi przeprowadzić rekonstrukcję’. Przyjrzał się
też z daleka innym niciom. ‘Widzę, że ma predyspozycje do bycia magiem, co
ciekawe wcale tego wcześniej nie praktykował’. Świetnie się składało. Irenicus
podszkoliłby księżycowego w magii, żeby ten mógł się wzmocnić i pomóc mu w paru
sprawach. ‘A potem… potem się go usunie. Czas zacząć przedstawienie’. Całą
swoją siłą, a była ona niemała, uderzył w najbliższe połączenie. Sand skrzywił
się z bólu, mechanizm zadziałał i nie mniej boleśnie wypchnął Irenicusa na
zewnątrz.
-Co się stało
–spytał lekko oszołomiony młody elf przykładając dłoń do skroni.
-Niestety –przed
oczyma migało mu kilka ciemnych plamek. –Nie jesteś dość silny –zamrugał parę
razy. Nie spodziewał się tak silnego uderzenia. –Nie przejmuj się. Zmienimy to –księżycowy
przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć. –Zaczynamy jutro,
uczniu. Bob znajdzie dla ciebie sypialnię
–magiczny ognik zmaterializował się tuż obok nich. I zaświecił jaśniej
na znak przyjęcia rozkazu. -Poleci też komuś by zadbał o wszystkie potrzebne ci
rzeczy –odwrócił się w stronę Sanda i zmarszczył brwi. –Wypadałoby powiedzieć
‘tak mistrzu’ –ale zaraz potem jego twarz złagodniała. Machnął ręka. –Dobrze,
oddal się i odpocznij. Podsumowując: spotkamy się jutro, Bob o wszystko zadba.
Do widzenia –Księżycowy nic nie powiedział, ale się nie ruszył. Patrzył na
niebieskiego ognika i zastanawiał się, jak istota, która nie ma rąk, nóg ani
ust może komukolwiek cokolwiek polecać i o cokolwiek dbać. Bob zniknął za jego
plecami a następnie zaczął popychać go w kierunku wyjścia. Malec potrafił być
bardzo stanowczy i asertywny.
Koniec części II
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz