Cz. poprzednia: Irenicus
JARAL
Chmurne Szczyty przez ostatnich parę
miesięcy stały się dla Sanda domem. Bob znalazł dla niego idealnie leżące
ubrania i przestronny pokój z ładnym widokiem na, jak inaczej, góry. Okazało
się, że w ich szczytach kryła się cała baza ludzi Bodhi. Codziennie uczył się
od Irenicusa rozmaitych sztuk magicznych. Wychodziło mu to całkiem nieźle.
Zarówno teoria jak i praktyka. Jednak dopiero gdy jego podstawy były
perfekcyjne, nauczyciel wysłał go na pierwszą misję. Razem z Vanirem. Nic
szczególnego. Mieli razem ubezpieczać spory ładunek mrocznej stali od Szczytów
do Keczulli, z której miały powstać lekkie kolczugi. Cały tydzień spędzony
razem z leśnym elfem i czterema innymi kmiotami, których imion nigdy nie
kłopotał się poznać sprawił, że zatęsknił za czasami, gdy nikt nie chciał z nim
rozmawiać. Sama podróż przebiegła nieznośnie spokojnie. Nie zdarzyło się
absolutnie nic. ‘Rozpal ognisko tu, rozpal ognisko tam’. Nuda. Tylu rzeczy
mógłby się w tym czasie nauczyć i może w końcu byłby na tyle silny, by znów
spróbować odzyskać pamięć. ‘Umowa to umowa’. W końcu zgodził zostać pieskiem na
posyłki. Kilka następnych zadań było niewiele bardziej fascynujących mimo, że
jego umiejętności szybko rosły i uważał, ze można mu powierzyć coś ciekawszego
. Kręcił się w okolicach Amn i na północ od Chmurnych Szczytów. Dobrze poznał
te tereny, ale taka wiedza zdawała mu się bezużyteczna.
Po powrocie z kolejnej cholernie
nudnej eskorty jeszcze nudniejszego ładunku pojawił się Bob i zaprowadził Sanda
do nieznanej mu jeszcze pracowni. W środku czekała na niego Bodhi. ‘Zdradziecki
Bob’. Od chwili kiedy rozstali się w gabinecie Irenicusa nie widział jej ani
razu. Nie powinien czuć do niej niechęci. W końcu to ona postanowiła go przyjąć
i poznać z nauczycielem. Gdzieś na dnie był jej za to wdzięczny, ale wolał
doceniać jej zasługi bez żadnych konfrontacji.
-Bodhi, promienna jak zawsze –nie zmieniła się
ani trochę. Wyglądała tak samo trupio jak wcześniej. –Bez eskorty tym razem?
-Widzę, że nawet
mój brat nie zdołał cię stępić. Cóż –westchnęła. –Jestem tu na jego polecenie.
Twój nauczyciel chce, żebym nauczyła cię co nieco o moim fachu.
-Twoim fachu? Na
co mi twój fach?
-Będzie ci
niezbędny do wykonania ostatniego zadania jakie dla ciebie mamy. Potem
odzyskasz pamięć i będziesz wolny.
-Co to za
zadanie? Ile mamy czasu?
-Czasu? Całkiem
sporo. Twoim ostatnim zadaniem będzie pomóc nam pochwycić jedno z
najgroźniejszych Dzieci Bhaala –Sand zmarszczył brwi. –Oczywiście nie będziesz
tego robił w zwarciu. Po to tu jestem, by nauczyć cię szpiegować i urządzać
zasadzki. Jak to wszystko ulepszyć magią musisz opracować sam.
-Nareszcie
jakieś wyzwanie.
-Nie muszę chyba
dodawać, że to oznacza trzy razy więcej pracy, bo nie będziesz rezygnował ze
studiowania magii.
-Doskonale
–uśmiechnął się, po raz pierwszy szczerze.
Następne trzy miesiące, mimo ogromu
nauki to z Irenicusem, to z Bodhi były dla Sanda najszczęśliwsze. Nareszcie,
tylko nauka. Poza tym święty spokój… no i Bob. Koniec z włóczeniem się razem z
tymi wszystkimi trepami po okolicy osłaniając ich przed absolutnie niczym.
Księżycowy elf znalazł sobie trochę wolnego czasu tuż przed treningiem z magii.
Nie lubił bezczynności, więc zszedł do biblioteki i zaczął się rozglądać za
interesującą książką. Po pewnym czasie stwierdził, że wszystkie książki ze
zbioru nauczyciela są interesujące złapał pierwszy lepszy wolumin, który akurat
był wyjątkiem od reguły. ‘Chowańce’. Uważał je za stratę czasu i cierpliwości.
W końcu trzeba się nimi też opiekować, tak? ‘Dzięki’. Starczył mu Bob… ale z
drugiej strony, podobno chowańce definiowały charakter czarodzieja. Mógłby
dowiedzieć się o sobie czegoś ciekawego. ‘Czemu nie? Mam jeszcze trochę czasu’.
Otworzył księgę w poszukiwaniu zaklęcia mające przywołać chowańca. Okazało się,
że to nie takie proste. Zaklęcie miało swoją własną naturę działania. Kiedy mag
wypowiadał je pierwszy raz w życiu przenosiło go do wymiaru, w którym żyły
wszelkie istoty, które następnie można przywoływać w walce lub kiedykolwiek
indziej. Następnie musiał znaleźć istotę dla siebie i ją złapać, pokonać lub
dogadać się z nią aby nawiązać magiczną więź. ‘No to siup’. Wypowiedział
zaklęcie i znalazł się w tym samym miejscu, nieco zniekształconym, ale bez
większych zmian. ‘Ok, tutaj piszą, że chowańcem może być cokolwiek. Pójdę więc
poszukać… czegokolwiek’. Wrócił na górę i wyszedł na taras. Na zewnątrz wysoko
unosił się orzeł. Tak majestatyczne zwierzę było godne zostania jego chowańcem.
Łapanie i walczenie z nim, kiedy znajdował się tak wysoko nie wchodziło w grę.
Spróbował ściągnąć na siebie jego uwagę, ale orzeł uparcie go ignorował. Dał
sobie spokój z ptakiem. Na pobliskiej ściance pojawił się kozioł, który dla
odmiany ciągle się na niego patrzył i wołał ‘Hej ty!’. Kozioł? ‘Nie’ pomyślał
starając się nie nawiązywać kontaktu wzrokowego. ‘Gdzie indziej musi być ktoś
dla mnie. Wrócił do drzwi i zauważył, że na fotelu leży wygodnie i wypoczywa
młody gryf. ‘Idealnie… Jak go zagadać?’
-Witaj hm,
gryfie –zwierzę otworzyło oczy, ziewnęło.
-Witaj, magu
–pochyliło głowę. –Czego poszukujesz?
-Chowańca, lub
chociaż drogi powrotnej.
-Nie wyjdziesz
stąd bez pomocy swojego zwierzęcia mocy –powiedział łagodnie. –Próżno ci szukać
pomocy u mnie. Ja już mam swego pana.
-Ktoś potężny…
-W istocie.
Pokonał mnie bardzo dawno temu… –bestia ułożyła głowę jak do snu i nie odezwała
się więcej –trochę zawiedziony elf wszedł do środka posiadłości Irenicusa.
Wrócił do biblioteki. ‘Nie mam czasu na takie pierdoły. Musi być sposób, żeby
się stąd wydostać’. Usłyszał za sobą jakieś kroki. Obejrzał się i zobaczył
białego mandaryla stojącego na dwóch tylnych nogach. W ręku trzymał długą drewnianą
laskę z zaczepionymi na niej grzechotkami, kolorowymi sznurkami i paciorkami.
Pomagała mu utrzymać równowagę. Zwierzę patrzyło na niego surowo niebieskimi
oczyma.
-Wypierdalaj
-powiedziało. Sand poczerwieniał na twarzy. ‘Nauczę cię pokory’. Przywołał w
pamięci słowa pobudzające jego więź z żywiołem ognia i czuł jak od brzucha po
dłonie przechodzi przez niego fala gorąca mająca zmienić się w wybuch płomieni.
Z czubków palców maga wydobył się obłok dymu, a wewnętrzne ciepło zniknęło.
Gorąca głowa i brak koncentracji skutecznie uniemożliwiają efektywne czarowanie
w warunkach niekontrolowanych. Mandaryl podniósł krzyk ukazując kły i zaczął
okładać maga laską. Elf rzucił się do ucieczki. Dopadł do drzwi, zatrzasnął je
za sobą. Małpa widząc, że intruz opuścił bibliotekę dała sobie spokój z
pościgiem. Zdyszany oraz poobijany ruszył dalej plątaniną korytarzy, nie bardzo
wiedząc co ma teraz zrobić. Zobaczył pod swoimi stopami żuka. ‘Wszystko, żeby
się stąd wydostać’ kiedy schylił się, by go złapać, robaczek umknął za
najbliższy zakręt. Sand pobiegł za nim. ‘Co za wstyd i desperacja’. Żuczek
dobiegł do siedzącego pod ścianą burego kota o różnych oczach, a następnie
zaczął podskakiwać piszcząc.
-Jak śmiesz do
mnie mówić robaku –kot starał się zmiażdżyć czarny punkt łapką, ale ten zwinnie
go unikał kontynuując wydawanie z siebie wysokich dźwięków. –Nie obchodzą mnie
twoje problemy! O, witaj... –zwierzę skierowało swój wzrok na Sanda. –Zechcesz
wybawić damę od tego kmiota? Weź go sobie, proszę, albo lepiej zabierz mnie.
-Ciebie?
-Taaak –oczy
kota błysnęły. –Irytują mnie te wszystkie trepy w tej przeklętej sferze.
Potrzebuję świętego spokoju i inteligentniejszego towarzystwa. –księżycowy się
uśmiechnął. Spojrzał w różnobarwne oczka. Rozumiał co czuła, dlatego wiedział,
że do siebie pasowali.
-Dobrze
–radośnie skoczyła mu na ręce.
-Jak chcesz mnie
nazywać Panie?
-A jak masz na
imię?
-Jaral.
Świat pociemniał
o on znów znalazł się we własnej sferze tyle, że z kotką na rękach. Pojawił się
Bob by jak co dzień zaprowadzić go na nauki. Jaral była zafascynowana
świetlikiem. Cały czas starała się go dosięgnąć swoimi łapkami. Gdyby świetlik
miał usta z pewnością psikałby całą drogę.
Pewnego ranka Bob pojawił się
później niż zwykle na poranne ćwiczenia z Bodhi i zaprowadził Sanda prosto do
gabinetu Irenicusa.
-Co się dzieje?
–spytał młody mag. –Skończyłem już nauki u Bodhi?
-Tak. Skończyłeś
już nauki u nas obojga. Masz już dostateczną moc i wiedzę, by podjąć trop
Dziecka Bhaala.
-Co muszę
wiedzieć?
-Sprowadź do
mnie Dziecko Bhaala i wszystkich towarzyszy, którzy się przy niej znajdą.
-Niej?
-Nazywa się Sylfana.
Sądzę, że przebywa teraz w okolicy Baldur’s Gate. Znajdź ją, poznaj, opracuj
plan zasadzki i raportuj. Gdy uznasz przygotowania za zakończone powiadom mnie
a ja przyślę ci paru ludzi pod komendę. Pamiętaj, musi pozostać żywa.
-Dlaczego?
-Całkiem
prawdopodobne, że będzie miała informacje o miejscach pobytu innych Dzieci.
Zabierz wszystko czego potrzebujesz.
Koniec części III
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz